W autobusie, dwaj siwi panowie martwią się do siebie deszczem.

Możliwe, że jest to ich pierwszy deszcz w życiu, wnioskujesz uprzejmie, pełen niewypowiedzianych dobrych rad o daszkach nad przystankami, sklepach, kawiarniach i ogólnej tymczasowości większości letnich opadów. Jesteś serdecznie pewny, że ich cienkie spodnie, materiałowe buty i rzadkie czupryny nie ucierpią nadmiernie.
Mimo, że stoisz naprawdę obok, obaj nie robią sobie nic z Twoich słonecznych myśli, wciąż niepokojąc się na konieczność opuszczenia środka transportu. Odwracasz się więc niezrażony ku oknu i skupiasz przyjazną uwagę na samych kroplach. Zapewne są na tyle zimne by orzeźwić i na tyle ciepłe by nie przeziębić, oceniasz.
Na następnym przystanku panowie ewidentnie postanawiają się rozdzielić. Jeden skłania przed drugim głowę i wysiada wprost w ulewę. Jest to przystanek obok torów tramwajowych, próżno szukać tu daszka. Autobus odjeżdża, a pan odchodzi stosunkowo energicznie w swoją stronę, z każdym krokiem robiąc się coraz mniejszy.
Na następnym przystanku już nie pada. A Ty zupełnie inaczej rozumiesz przyjaźń.