W innym kraju, dukając po obcemu

można całkiem nieźle ukryć swoje niedostatki intelektualne. Robisz w miarę zaangażowaną minę, przeplatasz ją uśmiechem, i unikasz tłumaczy, a przede wszystkim rodaków. Efekt jest całkiem niezły i udaje Ci się nawet stworzyć potomka. Celowo nie uczysz go polskiego, mając nadzieję, że gdy kiedyś odwiedzi łono ojczyzny, użyje Twojej sztuczki, by się dobrze zaprezentować.

Wraca zrozpaczony. W drugą stronę to nie działa.