W tamtych czasach sokoły

były nielotami. Wyjaśnia to często powtarzaną obecnie przestrogę, by te dumne drapieżniki omijały góry, lasy, pola i doły. Lecąc, łatwo poradzić sobie z najwyższą górą lub najgęstszym lasem. Jednak na piechtę, nawet bujna trawa, czy też płytkie wgłębienie, stanowić może nie lada zagrożenie.
Jak łatwo stwierdzić, sokołom biorącym na poważnie to ostrzeżenie, pozostawało wieść żywot na morzach i jeziorach, w miastach i wsiach. No i na pustyniach, gdzie nauczyły się energicznie machać skrzydłami wywołując mikroburze piaskowe, które oślepiały wszelakie gryzonie. Sokołom, a dokładniej ich mitycznym oczom, piasek niewiele przeszkadzał, co bardzo ułatwiało polowanie.
I tak, dzięki setkom lat energicznego machania, pustynne sokoły nauczyły się fruwać. Lotem ptaka przekazały te geny sokołom morskim, jeziornym, miejskim i wiejskim. Góry, lasy, pola i doły przestały być zagrożeniem i stały się domem.
Ale zawsze można się najebać i pośpiewać.