W ustach panowało delikatnie stęchłe ekwilibrium.

Ot, takie pięć, może sześć godzin po porannym myciu zębów. W tym czasie dwa posiłki. Może dwa i pół (masz, ja już nie mogę). Niby o coś tam język zahacza za dolną trójką. Niby jest potrzeba coś tam z tyłu zassać. Ale po chuchnięciu w dłoń, czuć tylko ciepło. Chyba jest spoko, tak swojsko.
Ale właśnie w takiej jamie, według badań, najlepiej dojrzewa faszyzm dojrzewają bakterie.
Nikt ci nie każe myć zębów po każdym posiłku. Szkliwo trzeba szanować. Ale, do jasnej cholery, naprawdę.