We wtorek rano, oprócz was z łóżka wygramolił się

jeszcze Duch Prawdy. Nie dało się go dotknąć, bo był niematerialny, ale jak to z większością zjaw bywa, nie przeszkadzało mu to niestety w nieprzenikaniu przez podłogę. Mimo tego, mieliście wrażenie, że jest jakiś taki otyły. I trąci.
Na śniadanie było musli z jogurtem, kawa, sok pomarańczowy, tosty z szynką i wszyscy naprzeciwko siebie, choć on nie jadł. Staraliście się to solidarnie pierdolić. Że przecież wszystko jest ok, i że to niemożliwe by po tylu fajnych (prawda?) miesiącach albo już latach. Że takie analogie, uosobienia, manifestacje, inkarnacje, ucieleśnienia i dawanie-do-zrozumienia-wreszcie są przecież na maksa ponad was.
A potem on siedział na tym fotelu w salonie co już nikt na nim nie siadał. Nawet jak ten fotel wyrzuciliście. I oprócz fotela całą masę innych rzeczy. Mieszkanie też przydało by się teraz większe. I ciekawe czy on zniknie jak któreś z was umrze.
Prawdopodobnie jest już tutaj na stałe, twierdziły do psychologów a potem trenerów osobistych dzieci.