Westchnął, opuścił wzrok i zmarszczył czoło.

Ledwo dostrzegalnie kiwał głową. Niektórzy potem twierdzili, że jednak kręcił. Trwał tak z pół minuty, po czym nagle wyprostował się, chrząknął, omiótł salę pustym spojrzeniem i szepnął teatralnie „zgadnijcie z czego to”.
Za każdym razem jego ciało regenerowało się. Ale krew, wnętrzności i inne wydzieliny zostawały na podłodze. Nie mówiąc o wyłażących zeń stworzeniach. Kłóciło się to na maksa z prawem zachowania masy, toteż gdy minęło pierwsze zdziwienie czy też odraza, widownia założyła nogę na nogę, oparła się o krzesło i obserwowała uważnie acz sceptycznie. Większość patrzyła po ścianach szukając projektorów holograficznych.
Na koniec rozpuścił się w jakiegoś zielonkawego gluta. Co też było średnie, bo przecież miał ubranie z elementami z metalu i plastiku.
Ale tyle go widzieli.