Wieczorami przypominasz sobie,
że zdradzałas meza z hitlerowcami. Wojna dawno się już skończyła, a ty dalej zdradzałaś.
Chciałabyś myśleć, że to właśnie dzięki tym pełnym poświęcenia zdradom Niemcy wygrały wojnę.
Tylko, że Niemcy nie wygrały wojny, a te wielokrotne zdrady raczej nie miały wiele wspólnego z poświęceniem. Było ci, kurwa, cudownie.
Gdyby w czasie wojny złapał cię ruch oporu, pewnie zrobiliby niefajne rzeczy z Twoim kroczem a potem cię zabili. Teraz nie ma to jednak żadnego znaczenia, a chłopcy z AK albo sami mieli robione niefajne rzeczy z ich ciałami i już nie żyją, albo się gdzieś chowają. Co zabawne, akurat twoich hitlerowców nikt nie złapał. Nikt się nawet nie skapnął, że to hitlerowcy.
I tak, zasypiasz sobie na starość z takim średniej wielkości dylematem moralnym. W dzień myślisz o innych sprawach.