Wina leżała po stronie rolników.

Zamiast oddawać wszystkie swoje płody rolne i zwierzęta do skupu, zatrzymywali oni część dla siebie i swoich rodzin. A wielu, to w ogóle wymieniało się nawzajem tym, co wyfarmili. Tym sposobem, spora część społeczeństwa nie musiała chodzić do sklepu po szeroko rozumianą spożywkę. I gospodarka leżała.
A rolnicy, za zaoszczędzone pieniądze kupowali sobie nowe Audi, telewizory i dywany na ściany i stawiali domy z coraz to większymi balkonami, z których korzystały tylko okoliczne ptaki. Niektórzy, to nawet nie robili drzwi na balkon, bo i po co. Jak będzie trzeba zamieść, to oknem się wyjdzie.
I tak kraj podupadał, z wyjątkiem rolników oczywiście. Oni coraz bardziej tyli, bo na naszej szerokości geograficznej trudno o uprawę diety śródziemnomorskiej.
Kto by się tam do miasta chciał pchać.