Wstępujesz do klasztoru, bo kiedyś zostawiłaś tam zegarek.

— Czy to nie jest aby historyjka z cyklu: „Pomocy! Nieświadomie przemieszczam się w czasie!” ?
— Poczekaj.
Mimo, że siostry są nastawione sceptycznie, pozwalają Ci spędzić nowicjat na poszukiwaniach. W końcu twój wuj jest arcybiskupem.
W ciągu miesiąca znajdujesz: truchło kota; opalizujący kamyk; skrzypce; gejmboja pierwszej generacji; spory średnik; pół kilo nasion rzerzuchy; akwarium i wiele butelek brandy. O brandy nikomu nie mówisz.
— A zegarek?
Nie masz dostępu tylko do jednego pomieszczenia. Podobno to zwykły składzik na środki czystości, a klucz dawno zaginął.
— Tylko, że jak się popatrzy na odległość do drzwi obok i policzy okna na zewnątrz, to wychodzi, że w tym miejscu jest coś dużo większego niż składzik? I, że w wobec takiego odkrycia, poszukiwania zegarka tracą nagle znaczenie?
Wezwana przez ciebie pani ślusarz jest dobrym fachowcem, otwiera drzwi w parę minut. W środku są faktycznie archaiczne płyny i proszki do mycia różnych powierzchni. A na podłodze leży zegarek, który matka przełożona podłożyła parę dni wcześniej.
— I to TEN zegarek?
— Chyba wystarczający.