Wszyscy główni bohaterowie zginęli. To się naprawdę zdarza.

Ci, co ich zabili, nie byli nawet pół-bohaterami, ani nie było ich jakoś bardzo wielu. Po prostu wzięli i zaczęli zabijać. Nie, to nie była rewolucja.
Drugoplanowi zrozumieli aluzję i wrócili do siebie uprawiać ziemię, czy jakieś zwierzęta.
No i został jeszcze świat, z którym obecny poziom technologii niewiele mógł zrobić. Były tam malownicze doliny, zdradzieckie cieśniny, zakazane pustkowia, w miarę zdobywalne góry, mniej lub bardziej urodzajne? Dość tradycyjny świat, można powiedzieć.
I to wcale nie jest tak, że jak zginą bohaterowie, to świat zyskuje wreszcie świadomość. Świat ma zawsze świadomość, tylko jak już się nie ma czemu z zapartym tchem przyglądać, to zaczyna się nudzić i chce działać. Nie ma niestety za bardzo jak.
Księżyc, jeśli jest, próbuje pomóc, ale ile się można jarać przypływami. Asteroidy są kapryśne i dużo częściej nie trafiają, jeśli w ogóle mają ochotę podlecieć. Epok geologicznych nie da się ot tak przyśpieszyć, a słońce se po prostu świeci i nic nie czai. N.u.d.a.
Czas się zmierzyć z faktami, myśli świat. To już starość. Bez bohaterów istoty rozumne dorosną i w końcu mnie opuszczą.
Bez żalu oddaje surowce, znosi plugawienie i kończy jako długi serial przyrodniczy.