Wyglądasz dziś tak bosko,
że jeżeli jakaś laska się za tobą nie obejrzy, znaczyć to będzie tylko tyle, że jest wyjątkowo mało spostrzegawcza.
Kroczysz więc, nie da się tego ująć inaczej, zawadiacko przez Pole Mokotowskie. Spostrzegawcze lasencje i co czwarty koleś oglądają się posłusznie. A w okolicach Toli dostajesz wpierdol.
Nie jakiś mega wpierdol, masz na tyle rozsądku by od razu paść na ziemię i zwinąć się kwiląc. Kończy się na kilku średniej mocy gongach i kopach. I choć warga krwawi z kilku miejsc to nos nawet nie draśnięty. Żeberka i jajeczka też całe. Podnosisz się, otrzepujesz. Wyjmujesz nawilżane chusteczki i ścierasz krew. Przeglądasz się w stawie - nie jest źle.
No ale kontynuować nie sposób. Piszesz że jesteś chory, wracasz do domu i otwierasz Golden Locha.
Tydzień później widzi cię znów kroczącego równie zawadiacko tą samą parkową alejką. Możliwe, że nawet wyglądasz lepiej.