Wystające z poduszki pierze boleśnie ukuło cię w szyję.

Tym boleśniej, że byłeś przekonany, że to sztuczna poduszka. Wyciągasz więc piórko, wyrzucasz je pod łóżko i wracasz do snu, półprzytomnie oczekując koszmarów o jakichś kaczkach czy gęsiach.
Rano nie pamiętasz by ci się coś sniło, ale ranka po ukłuciu jest wyraźnie spuchnięta i zaczerwieniona. Gdy ją dotykasz wypływa kropelka białawej mazi. Przemywasz skaleczenie zwietrzałym płynem po goleniu i kontynuujesz dzień.
Wieczorem wygląda już jakbyś miał tam wielkiego syfa. Już chcesz wycisnąć, ale po namyśle aplikujesz lekko przeterminowany krem na gojenie i plaster. W nocy śpisz na bluzie włożonej w czystą poszewkę.
Gdy rano zdejmujesz plaster, ranka jest już prawie zagojona. Czujesz coś jak zawód. Mimo tego, wychodząc z domu wyrzucasz poduszkę.
Miesiąc później, gdy odkurzasz pokój, wyziew z odkurzacza wydmuchuje spod łóżka piórko. Podnosisz je i smyrasz nim szyję. Łaskocze.