Z młodego Bartka nie tyle emanowała nienawiść
co wysoce zogniskowana głupota.
To jednak tylko wyraz potrzeby precyzji narratora, i oczywiście nie miało żadnego znaczenia dla kogokolwiek, kto miał styczność z kończynami Bartka.
Nawet Pan Sędzia, gdy znudzonym głosem uzasadniał wyrok (zaglądając przy tym czasem w chłodnobłękitne oczy Bartka), miał całkowitą pewność, że nasz bohater jest sam sobie winien.
Ze starego Bartka nie tyle emanował spokój, co coś bardzo rozproszonego.