Z poduszki wystaje ta ostra część pióra.
Oczywiście je wyciągasz, a na jego miejscu pojawia się następne. Wyciągasz i to, ale ktoś je chyba pakował jak wilgotne chusteczki, bo znów widzisz kolejne. Już wiesz, że będziesz musiał wyciągnąć je wszystkie, ale nie masz zamiaru spać na kującej poduszce.
Zajmuje to trochę czasu. Masz niewielką nadzieję, że jak już skończysz to z piór powstanie kaczka. Taka hodowlana. Albo gęś. Może nawet dwie gęsi. Potem przypominasz sobie wakacje na wsi i te zielone, cuchnące kupy. To same pióra, powtarzasz sobie.
Wreszcie wyjmujesz ostanie. Poduszka leży martwa, na podłodze stos identycznych piór. Jest ich dużo więcej niż można by sądzić po poduszce. Mógłbyś zrobić sobie nową, i jeszcze mieć na kołdrę. I jaśka.
Jest Ci chłodno i źle sypiasz. Ale jasiek wyszedł fajny.