Z pożaru zdołał uratować jedynie torebkę draży.

Usiadł na krawężniku i patrzył na ogień, drżącymi rękami próbując otworzyć opakowanie.
— Może powinieneś zostawić sobie na później? To przecież wszystko, co masz. — zasugerował jeden ze strażaków, gdy okrywał go kocem. — Bo wiesz, koc będzie trzeba oddać. — dodał.
Personel karetki z początku podzielał zdanie strażaka.
— Możesz użyć tych draży, aby odbudować własne życie. Jak ten chłopiec z ziarnami fasoli. Poczęstujesz odpowiednie osoby i zanim się obejrzysz, staniesz na nogi. — zapewnił paramedyk. Ale zanim zdołał się powstrzymać, wyciągnął rękę.
Tymczasem same draże, zahartowane przez ogień i bezowocne próby otwarcia, zbiły się w jednorodną bryłę.
Zalaminował ją sobie i postawił na atrapie kominka.