Zaczęły wydarzać się rzeczy.

W poniedziałek, pojawiły mu się dwa, albo nawet trzy nowe pieprzyki. Jeden na nosie, co było dosyć niefortunne.
A we wtorek, odbił mu się od szyby ptak. Nie był pewny jaki ptak, dzięki roletom. W sumie, to mogła to też być piłka, choć dzieciaki z podwórka raczej nie dorzuciłyby do piątego piętra. Wychodząc tego dnia z domu, sprawdził trawnik pod oknem i było tam odciśnięte miejsce w kształcie ptaka, albo piłki.
A w środę, spod łóżka samoistnie wyleciał kłąb kurzu i przez moment lewitował tuż obok komputera, roniąc maleńkie kłaczki.
Pomny tych wydarzeń, postanowił nie ryzykować czwartku. I piątku. I tak dalej.
Usiadł na klepce, skrzyżował nogi i spróbował odpłynąć.
Ledwo zamknął oczy, zerwał się wiatr miękkich głosów.
Zostań muskały go.
Skrzyżował nogi bardziej.