Zadartym paznokciem zahaczasz o rzeczy.

Kawałki swetrów, bielizny i kroczy kochanków (au!), pióra przysiadających na ramieniu gołębi, zabłąkane struny wiatru, rukola wystająca z kanapek, naskórek ze swędzeń, zgniotki gąbki z gąbek. Nie masz gdzie tego chować, więc wyskubujesz za siebie.
Przytrzymują cię za przedramię, za tułów, za dłoń aż po palec, i przy akompaniamencie wspólnego dyszenia przycinają.