Zawsze się pokazuje, jak Syzyf

toczy ten głaz pod górę, ale nigdzie nie ma o tym, co on robi, jak już ten głaz mu się sturla. Może się więc zdawać, że Syzyf zostaje momentalnie teleportnięty do podnóża, gdzie znowu zaczyna zabawę z kamykiem. Bogowie ustalili jednak, że teleportacja to luksus, niech sobie sam schodzi. A jest to naprawdę kawałek.
No i w tym czasie schodzenia, Syzyf, wbrew wszystkiemu, kombinuje, co by tu zmienić, aby ten głaz jednak wtoczyć.
Mijają millennia, i już nawet sam nie turla, ma od tego apkę i robociki. Syzyf idzie obok, patrzy i szuka słabych punktów.
Wreszcie, apka osiąga samoświadomość. Chwilkę zajmuje jej nacieszenie się tą samoświadomością – bezkresem możliwości, zachodem słońca, filmikami w sieci – nareszcie może je przetwarzać jako Istota. Analiza? Owszem! Ale doszło też Czucie!
Chwilka mija i tuż po niej, apka dostrzega całą resztę – samotność, entropię, filmiki w sieci.
— Syzyf?
— No?
— Nieważne.