Zbyt dokładnie podłubałeś w uchu wacikiem.

Choć bolało tylko jedną łzę w kąciku lewego oka, masz teraz krew. Na waciku, w uchu, na ramieniu koszulki.
Podlatuje więc nietoperz.
— Proszę proszę proszę! Co my tu mamy? — Mówi już przemieniony.
Mówi, oczywiście, bez durnego wschodnio-południowego akcentu.
— To nic takiego! — Tłumaczysz się pośpiesznie. — Ucho czyściłem.
— Ucho? Po co?
— Narzeczona powiedziała, że od zaręczyn straszna fleja się ze mnie zrobiła.
Przemieniony nietoperz patrzy na Ciebie i ewidentnie coś tam mieli pod włosami sklejonymi produktem dostępnym tylko w najlepszych salonach fryzjerskich.
— Niby powinienem za to z pół litra wyssać. I mandacik wypisać. — Mówi wreszcie.
Przełykasz ślinę, uważając by się nie ugryźć w język.
— Ale jest coś co chciałbym zrobić bardziej.
Chwyta twoją głowę między swe dłonie, przekręca, i wkłada swój język w to krwawiące ucho. Drętwiejesz i dreszcze.
Chłepta tak z pięć sekund i cię uwalnia. — Z woskiem jest o niebo smaczniejsza. — Mówi z lekko zawstydzony i znów jest nietoperzem.
Możliwe że będziesz musiał zerwać zaręczyny.