Ze skaleczeń nie płynie już krew

tylko przeźroczysta skrucha. Przez chwilę, bo zaraz wysycha w jasnożółte kryształki. Nie zdrapujesz ich, w razie gdyby chciała popłynąć znowu.
— Co sobie znów zrobiłeś?
— To nie ja.
Przez resztę dnia starasz się myśleć o gojeniu. Babka lekarska. Akutol. Lizanie przez zaufanego psa.

Wieczorem, kryształki ulegają roztopieniu w pełnej wannie. I to by było na tyle, ale tuż przed wyjściem robisz wdech i zanurzasz głowę w bąblastej od mydlin wodzie. Coś bulgocze.