Zmieniając pieluszkę odkrył złoty samorodek.

Nie, nie było tak, że jego synek wysrał kawałek złota. Po prostu, w trakcie zmieniania pieluchy nagle zyskał pewność, że nieopodal znajduje się złoty kamyk. Więc, gdy jego dzieciak był już przewinięty, zapakował go do wózka i się tam udał.
Odsunął nogą kawałek płyty chodnikowej i rzeczywiście, jego oczom ukazało się najprawdziwsze złoto.
W następnych latach, znalazł tak jeszcze kilkadziesiąt samorodków, zawsze przy zmienianiu pieluchy. Nie mógł jednak odkryć żadnej prawidłowości rządzącej pojawianiem się przekonania o pobliskim złocie. Mógł tygodniami przewijać i nic, a potem nagle dwa razy pod rząd.
Nic dziwnego, że stracił inklinację do uczenia swego dziecka treningu toaletowego. Nawet, gdy dzieciak w końcu sam opanował korzystanie z kibla, nadal wymuszał na nim jak najczęstsze chodzenie w pieluchach.
— To dzięki tobie, mój synu, mamy to wszystko! — Obejmował ramieniem dorastającego chłopaka na balkonie ich rozległej posiadłości. W drugiej ręce trzymał miseczkę z suszonymi śliwkami.