Znowu twój własny kąt oka wziął jakiś przedmiot za istotę ludzką.

Tym razem niewinny parkometr.
Stoisz więc obok niej i próbujesz zagadać. Niestety, tak jak średnio wychodzi ci patrzenie w oczy, tak jeszcze średniej inicjowanie kontaktu. Może się sama odezwie, liczysz.
Ręce, oczywiście, masz nonszalancko w kieszeniach. Ciężar co dwadzieścia sekund z jednej nogi na drugą. Co trzydzieści pięć sekund strzelasz szyją.
Może warto też splunąć? Tak kulturalnie, w kierunku przeciwnym do niej. Ślina zbiera się w odpowiedzi, i tfu.
Kiedy wracasz głową z przeciwnego kierunku, źle obliczasz punkt spoczynku i już większą częścią oka widzisz, że to jednak nie człowiek.
Wkładasz pięć złotych.