Były czasy, gdy średnia długość życia kasownika biletów

wynosiła jakieś dwa, trzy tygodnie.
Ich mało odporna na kopniaki i podważania konstrukcja niejako zapraszała wszystkich ciekawych co jest w środku. Troszeczkę jak otwieranie klatek piersiowych.
Taka jakby sprężyna i bolce, gdyby ktoś nie wiedział. A w klatkach piersiowych, flaki.
A u początku schyłku czasu wrażliwych kasowników, Jaser Arafat, Szimon Peres i Icchak Rabin dostali Pokojową Nagrodę Nobla. Tak na zachętę dostali. W dobrej wierze. Najbardziej frajerska z Nagród Nobla, można za nią od rodaka kulkę zarobić, o czym rychło przekonał się pan Rabin.
Obecne kasowniki polegają na innej technologii kasowania. Nie ma już sprężyn i bolców, a ich zewnętrzny materiał to pancerny plastik. Istoty znajdujące ukojenie w siłowym otwieraniu ich, musiały przerzucić się na coś innego.
Zbliżasz kartę i słyszysz potwierdzające bzyczenie. Jesteś biały, hetero, w miejscu gdzie całkiem nieźle działa transport publiczny, chyba, że jakiś debil zostawi plecak czy zakupy na Młocinach. Kasowniki zdają się wieczne i chuj z nagrodami.