Krótkie wahanie i z czubka noża wypełza przedwcześnie liszka.

W ostatniej chwili zamieniasz więc pchnięcie na zdziwienie, że ze scyzoryka wciągnąłeś ostrze a nie otwieracz do puszek. Dziwisz się też, że nie masz puszki.
Żaden z ciebie zabójca. Zdegustowana liszka odpełza w jakieś jabłko.
Poświęcasz resztę życia karierze modela dłoni. Scyzoryk przekładasz z samochodu do samochodu. Jajeczka we wnętrzu obumierają i schną. Czasem jakieś wypadnie, gdy znajomi nie mają korkociągu.