Młoteczek uderza w kapelusze budzika.

To znaczy chciałby uderzać, ale w tym pokoju jest akurat plaga biedronek. Biedronki bezkarnie szwendają się wszędzie szczelne na dwie, trzy warstwy.
Tak szczelnie, że budzik pali licho budzenia, trwożną wagę przywiązując do własnych obleganych szczelin. Obleganych z pełnym sukcesem.
Żadnym pocieszeniem, że każdą godzinę dopada najpierw owad o korespondującej liczbie kropek. Niebawem pokryty zostaje już cały czas.
Tylko pozornie najpierw zamiera sekundnik.