Samych słów nie rozumiał,

ale umiał ich funkcjonalnie używać w zdaniach. Potem, w zależności od reakcji (niewerbalnej) słuchacza, wiedział, czy warto dane zdanie powtarzać, czy może lepiej nie.
O, to zdanko sobie zatrzymam! Myślał sobie. Oczywiście, nie myślał tego tymi słowami, może nawet nie myślał myślami, tylko reagował impulsami, które łaskotały go, że spoko, jest dobrze, tak trzymać (oczywiście, bez użycia tych słów).
Tylko jego mama domyślała się wszystkiego. Tata świata poza nim nie widział, co najczęściej dość mocno oślepia.
Co z ciebie będzie, kochanie? Szeptała mu mama, mając świadomość, że jej przekaz ma skuteczność porównywalną do chwalenia/karcenia króliczka, albo może do modlitwy.
Kocham cię, mamo! Mówił i uśmiechał się. Łatwizna. Na starość, nie mogła się nadziwić, jak daleko zaszedł.