Wracasz z pracy i czasem współlokator/ka

dzieli się z Tobą obiadem. Miło jest od razu po pracy zjeść ciepły posiłek, którego się nie musiało robić. Już gdzieś indziej, o dziwo, codziennie wpierdzielasz bez smakowania i wdzięczności danie zrobione przez małżonkę, ledwo powstrzymując się przed kwaśnym „znowu bitki”. Zbyt łatwo wytłumaczyć sobie, że chodzi o częstotliwość, że codzienność zabija rzeczy. Mylisz więc przyczyny ze skutkami i w innym miejscu mieszkasz już sam.