Zmuszasz się do ozdób choinkowych.

Bez obecności ducha, czy chociaż tchnienia świąt, wychodzi Ci tylko kolejny łańcuch. Narzekasz. Znajomi są rozczarowani. Ich znajomi (w przerwach między zmywaniem substancji ze swych pociech) zastanawiają się po co tu jesteś.
W końcu, prosisz o pozwolenie na wstanie od stołu. Zostawiasz po sobie klej na krześle.