— Wskakuj! —

powiedział Konik Na Dwuzłotówki. — Zabiorę cię do Kwartetu Smyczkowego!
To był mały Konik. Maks na dwunastolatka. Mógłbyś niby pokracznie wcisnąć pięty w strzemiona i tak jechać. Pewnie dowiózłby cię na obrzeża Kwartetu zanim nie wysiadłyby ci kolana. Ale jaka jest przyjemność z bycia w Kwartecie Smyczkowym samemu? Przydałaby się bratnia dusza. Ale nawet sama dusza nie zmieściłaby się z tobą na tym Koniku.
Rozejrzałeś się po okolicy. Wszystko inne Na Dwuzłotówki miało maleńkie kabiny, do których nie wcisnąłby się nikt tobie bratni.
Stałeś, pocąc się dłonią na dwuzłotówkę. Co chwilę, Konik i jego Towarzysze pogardliwie udawali, że gdzieś jadą.
W oddali nie odróżniałeś Brahmsa od Schuberta.