I on chodził zawsze z dymkiem nad głową.

I mu się w tym dymku wyświetlały myśli i każdy mógł je zobaczyć.
I ludzie zapraszali go na wszystkie imprezy, płacili mu za obecność na nich. I on na tych imprezach stał z boku, pod ścianą, a w jego nieodstępnym dymku, ku uciesze zebranych, kłębiła się niezręczność.
I zebrani podchodzili do niego i zagadywali o coś, ale gdy odpowiadał, nie patrzyli mu w oczy, tylko wprost w dymek. I nigdy ich to nie nudziło.
I tak mijały lata niezręcznej obecności na imprezach, aż w końcu zebrał pieniądze na operację.
I mógł już zostawiać dymek w domu, na imprezy przychodzić bez niego.
I myślał w końcu poznam kogoś, założymy rodzinę i będziemy robić własne imprezy.