Kulka turla się po rezonującej z zadowolenia

blasze falistej.
Masz sporo kulek i już trochę cię bolą palce od pstrykania. Najdalej wychodzi szesnaście fal, potem kulka, niczym kiepski skejt na środku rampy, przystaje na chwilę, jakby zastanawiała się w którą stronę się stoczyć. No i stacza się na lewo, bo grawitacja.
Jest to wszystko dosyć podniosłe, albowiem to twoja ostatnia torebka kulek łożyskowych. Znaleziona po latach, warto dodać.
— Patrz, miałem kiedyś taką epicką procę, którą nimi strzelałem!
— Mhm.
Wcale nie masz sobie za złe, że się rozpraszasz podczas porządków. Została Ci jakaś garść.