Liść spadł na chodnik.

Ponieważ było wilgotno (a także inne warunki) przykleił się doń, dzięki czemu zostawił na cemencie swój zarys. Potem Pan Cieć, zirytowany, że akurat na tego liścia nie działa powietrze z dmuchawy, poszedł po miotłę z szorstkim plastikowym włosiem.
— Ten mój zarys widać było jeszcze ze cztery dni! — chwalił się liść rodzeństwu w Niebie.