Nie umyłeś rąk po przyjściu do domu.

Jakoś trudno nimi teraz chwytać rzeczy. Pocierasz wskazującym o kciuk i coś tam definitywnie jest. Zbiera się w wałeczki i opada. Ostatkiem sił nie wąchasz.
Zjawia się skądś kot i roztacza aurę, że zjawiła się też jego właścicielka. Głaszczesz więc futrzaka, uśmiechając się cukierkowato. Może jest w innym pokoju, sugeruje aura.
Zwierzę zaczyna lizać Ci palce. Po kolei z każdej strony. Potem wewnętrzną stronę dłoni, równocześnie intensyfikując aurę. Twardy, szorstki, lekko łaskoczący języczek. Ona zaraz na pewno tu będzie. Z marzeń wytrąca Cię preludium wzwodu. Brutalnie spychasz kota z ud i biegniesz do zlewu.
Energicznie szorujesz dłonie płynem do naczyń. Dla jakiejś abstrakcyjnej pewności jeszcze twarz. Rumiany, suniesz do łazienki po ręcznik. Po krótkim namyśle ładujesz się do wanny. Odkręcasz zimną wodę i myślisz o prababci.