Skradali się.

Każdy, rzecz jasna, na swój sposób.
Tomo, klasycznie, jak złodziej z kreskówek – na palcach, wysoko kolana, ręce trochę jak modliszka. Kura, według swych wyobrażeń o ninja – wtapiał się w otoczenie, co w praktyce oznaczało desperackie przemykanie się od drzewa do drzewa. Bart, nieugięty w swym przekonaniu, że kiedyś nauczy się czarów przeistaczania – na czworaka, jak lis czy borsuk jakiś. No i Mała, która właściwie nie musiała się skradać, bo i tak zazwyczaj zapominali, że w ogóle jest z nimi. Dreptała więc na końcu, udając, że zależy jej, by na niczym nie stanąć.
Nigdy nie byli w tej części lasu. Kto wie, co zastaną, gdy wyjdą spomiędzy drzew?
To znaczy, wiedzieli, że będą łąki i pola, może jakaś wieś, fajnie jak ze sklepem. Ale nikt wcześniej nie patrzył na mapę. Jedyne, czego byli pewni, to jak wrócić.