Wiewiórka miała coś z zębami

i nie mogła rozgryźć orzecha.
Postanowiła poprosić o pomoc wronę.
Co prawda wiem, że wszystkie wrony to chuje, ale proszenie o pomoc to bardzo ważna kompetencja społeczna i na pewno wrona też to dostrzeże i może choć na chwilę porzuci swe chujne zwyczaje.
Podeszła więc do wrony.
Droga wrono, współobywatelko Parku, czy zechciałabyś pomóc mi z tym orzechem. Chodzi o rozbicie skorupki, bym mogła dostać się do, hmm, nie wiem jak to jest po polsku, ale po angielsku to kernel.
— O, jaki spoko orzech! — zauważyła wrona. — I jasne, że pomogę.
Pochwyciła orzech, wzleciała wysoko i upuściła go na betonową alejkę. Orzech pękł, ale zanim wiewiórka zdążyła podziękować, wrona wpierdzieliła cały kernel i odleciała.
— Pycha ten twój kernel, naprawdę. A w ogóle, to jestem z miasta, w parku tylko bywam, szukając frajerów. — Zakrakała na pożegnanie.
Wiewiórka westchnęła. No nic, ale chociaż teraz wiem jak to się robi. Szczerze, to myślałam, że ona będzie w orzech dziobać, aż pęknie. Znalazła następnego, wspięła się na wysoki dąb i cisnęła orzech o alejkę.
Faktycznie, bardzo smaczny był ten kernel.
Dowartościowana tym wydarzeniem, Wiewiórka zebrała odwagę, przeprowadziła się do miasta i została wynalazczynią. Jej pierwszym sukcesem był laptop, otwierający się tym krótszym bokiem. Apple było zachwycone, kupiło pomysł od razu, dzięki czemu wiewiórka mogła do końca życia pozwolić sobie na orzechy od razu bez skorupek, znaczy same kernele. Do końca życia nie sprawdziła jak to jest po polsku.