Znikł gołąb.

Zwykle codziennie, koło siedemnastej, siadał sobie na barierce twojego balkonu i robił sikukupę. Ponieważ był wtedy zwrócony dziobem w stronę okna, lubiłeś żartować, że załatwia się w reakcji na wystrój twego salonu. Że śmiały design pobudza perystaltykę gołębich jelit. Udrażnia gołębią kloakę. Ha ha.
No ale znikł, a w lodówce zauważyłeś niewiadomego pochodzenia fileciki i pierożki. Ślicznie opakowane w szary karton i folię. Z adnotacjami, że organiczne, że bez GMO. I z takim nowoczesnym logo. Niby coś jak kurczak, ale raczej gołąb.
— Masz z tym coś wspólnego? — spytałeś lodówki.
Zadrżała i zaczęła buczeć.